Konin. Tu płynie energia > Ryszarda Fórmanka piękny świat

Ryszarda Fórmanka piękny świat

Link do artykułu - Ryszarda Fórmanka piękny świat

Dziś zawód fotografa, fotoreportera to najłatwiejsza robota na świecie – mówi wielu przypominając, że dziennie w różnej formie publikuje się średnio miliard nowych zdjęć. Kiedyś – była to harówka. Przypomina o tym przepiękna wystawa zdjęć Ryszarda Fórmanka, konińskiego piewcy rzeczywistości, która odeszła, otwarta w Muzeum Okręgowym w sobotni wieczór (10 września).

„Miasto i wieś na fotografiach Ryszarda Fórmanka” to ostatnie, niedokończone – przerwane śmiercią Autora – dzieło. 320 zdjęć, fantastycznie zaaranżowanych na całym II piętrze muzealnego spichlerza przez Agnieszkę Jankowską po prostu powala. Jest to niewątpliwie najlepsza i najbardziej okazała prezentacja dzieł (nie ma w tym stwierdzeniu żadnej przesady) artysty, który odszedł od nas w styczniu tego roku. I są to zdjęcia, na które spojrzawszy raz chce się oglądać, oglądać, oglądać… Ryszard Fórmanek bowiem od początku miał świadomość, że to co robi jest niezwykle ważne. Stąd jego pietyzm, konsekwencja i dawanie siebie 102 proc. przy uwiecznianiu ludzi, miejskich i wiejskich krajobrazów oraz scen. Stąd jego niebywała pracowitość i podporządkowanie wszystkiego pracy, którą po prostu kochał. Tak jak swoją żonę Dąbrówkę, swoje dzieci – Macieja i Ewę. Tylko dla nich miał jakby mniej czasu. Ale z tego powodu jego bliscy nie czynią dziś zarzutów. Owszem – jest żal, że „tata był ciągle w pracy bo robił ważne rzeczy”. Ale jest ogromna duma, radość i… spełnienie.

„Kadr Fórmanka” – jak coraz częściej określa się jego zdjęcia – zachwyca swoją prostotą i obiektywnością, którą dał autorowi obiektyw aparatu mimo subiektywnego przecież spojrzenia. Magnetyzuje i przyciąga nawet z daleka. Jest bowiem zapisem historii w najbardziej materialny sposób, choć tylko w dwóch wymiarach. Wreszcie – to sztuka, która bawi i uczy, wzbudza refleksję i radość i… zawodowe wkurzenie. – Bo przecież też bym zrobił taką fotę… Tak, ale nie zrobiłem, nie zobaczyłem tego co Ryszard… Sobotni wernisaż przyciągnął tłumy. Rozdyskutowane, rozemocjonowane, z setkami i tysiącami wspomnień, skojarzeń oraz niezwykle serdeczny słów o człowieku, którego skromność była wręcz legendarna. O człowieku, który dzięki temu, że był w odpowiednim miejscu i czasie pozostawił nam ogląd świata, którego już nie ma.

Wystawie towarzyszy katalog. Skromny, ale bardzo mądry. A w nim urzekają dwa zdjęcia: „selfie” zrobione sobie i siostrze Ewie przez Macieja Fórmanka i podobna (w dzisiejszej formie) fotografia Autora z ukochanymi dziećmi. A uczestnicy wernisażu trzymający go strona tytułową, na której umieszczono reprint podpisu Ryszarda, na fotach wyglądają tak, że sam jego właściciel lepiej by nie wymyślił… Słowa podziękowania należą się Eli Barszcz, szefowej muzeum i jej ludziom - Elżbiecie Sztamblewskiej i Monice Marciniak. Graficzce Agnieszce Jankowskiej oraz każdemu, kto choćby w najmniejszym stopniu przyczynił się do tego, że Rysiek znów wrócił do nas i – jak wynika z zapowiedzi – będzie jeszcze wracał. Dziękować należy także synowi Mistrza – Maciejowi, że dotrzymuje słowa i dba byśmy z jego tatą spotykali się nadal.

A mnie, poza zawodową ale zdrową zazdrością, pozostaje pocieszyć się tym, że stałem się właścicielem  ostatniej służbowej torby Ryszarda oraz jego ukochanej nikonowskiej F 4…

(MJ)

Wróć